Sekrety Powodzenia - Blog Wandy Loskot

Koniecznie odwiedź mój nowy blog SekretyPowodzenia.com

poniedziałek, sierpnia 29, 2005

Polecam medytacje

Bardzo sie ciesze, ze mozna w Polsce pojsc na kurs medytacji - ogromnie wam to polecam. Sama wreszcie przeszlam ostatnio przez gruntowny trening w tej dziedzinie, bo mimo tego ze probowalam, jakos nie moglam sie tego nauczyc. Zaliczam sie do tych osob, ktore maja staly galop mysli. Okazalo sie, ze medytowanie jest latwe i przyjemne. Czasami to co sie wydaje najprostsze, jest niestety dosc trudne do nauczenia sie, wiec jesli masz klopoty, warto tutaj siegnac po pomoc kogos bardziej doswiadczonego. Jesli trzeba zaplacic, jest to na pewno warte zainwestowania.

Moim osobistym guru tutaj w Sarasocie (wreszcie naprawde moge uzyc slowa "guru" wcale nie w przenosni :-) jest Matt Burgess, ktory uczy medytacji od prawie trzydziestu lat. Jego nauczycielem byl Maharishi (ten, ktory kiedys mial tak wielki wplyw na Beatlesow). Matt mowi, ze medytacja jest nam ogromnie potrzebna, zeby sie otrzasnac z codziennosci, ktora wciaga nas jak jakis swietnie zrobiony film. Tak jak na filmie, ktory na nas silnie oddzialowuje do tego stopnia, ze zamiera nam serce ze strachu, albo placzemy nad losami bohatera, zagubiamy sie takze w codziennym zyciu i pod jego wplywem tracimy poczucie tego co jest naprawde realne i trudno, wlasciwie nawet niemozliwe bez calkowitego wytlumienia umyslu, jest nabrac dystansu do tego co sie w naszym zyciu dzieje.

Codzienna medytacja pozwala nam sie chwilowo otrzasnac z tego codziennego niby-realizmu. Bo co jest realne to nie to co sie w naszym zyciu przydarza, ale nasze prawdziwe wlasne odczucia. Medytacja to jakby wyjsc z kina, spotkac samego siebie i pomoc sobie wydobyc sie na swiatlo dzienne, dodajac sobie jednoczesnie wielu sil - regenerujemy w ciagu tych 20 minut medytacji doslownie caly organizm.

Matt zaleca medytowanie dwa razy dziennie - wlasnie nad tym pracuje, zeby zrobic z tego rutyne - rano i po poludniu. Bo zycie sie toczy dzis tak szybko, ze musimy sie stale zasilac. Poza tym badania wykazuja, ze medytowanie dwa razy dziennie przynosi trzy, cztero, nawet piecio-krotnie wieksze korzysci niz medytowanie tylko raz dziennie. Wspanialy lek, ktory leczy prawie wszystko, a jednak NIC nie kosztuje!

Jakie sa te korzysci? Nie chodzi tutaj tylko o same relaksacje, o uspokojenie i o usprawnienie dzialania naszego umyslu. To tylko czubek gory lodowej. Oto krotka, na pewno niepelna lista korzysci - to co pamietam w tej chwili:
- obnizenie cisnienia krwi
- obnizenie cholesterolu
- oozbycie sie bezsennosci
- usprawnienie pracy serca
- usprawnia sposob oddychania
- obnizenie puls
- zwiekszenie odpornosc na choroby
- plus o wiele wiecej rzeczy ktorych nie pamietam...

Tutaj znalazlam kurs medytacji - z opisu wynika, ze jest to podobna metoda do tej, ktora ja ostatnio stosuje. Ogromnie wam polecam!

Co sie da zastapic...

Ostatnio widzialam w dzienniku telewizyjnym wywiad z mezczyzna, ktoremu spalil sie dom -- na Florydzie mamy tutaj sporo pozarow w czasie suszy i tego typu wywiady sa czestym skladnikiem naszych dziennikow. Reporterzy pokazuja zgliszcza i smutne albo zaplakane twarze. Wlasciciele spalonych domow pokazuja kamerze cos co wygrzebuja z tych zgliszcz - spalone meble, resztki naczyn kuchenych, jakies zczerniale albumy... i mowia "wszystko stracilismy - pozar nas zniszczyl doszczetnie".

Ale ten wywiad, ktory mnie tak poruszyl byl calkiem inny. Mezczyzna oprowadzal reportera po tym spalonym domu pokazujac kolosalne zniszczenie, ale jakos zachowal takze dystans, nawet poczucie humoru.

- Tutaj byla nasza sypialania - dzisiaj mozemy sie tutaj opalac ;-) - powiedzial z usmiechem. Reporter go zapytal co powoduje, ze potrafi przyjac te strate zachwujac poczucie humoru. Mezczyna odpowiedzial:

- To co stracilismy to tylko budynek, meble i inne rzeczy. Budynek, meble - to rzeczy do zastapienia. Pewnie, ze bedzie troche z tym klopotow, ale mialem ubezpieczenie i bede miec inny dom, inne meble, inne rzeczy. To tylko wlasnosc. Co NIE jest do zastapienia to moje wlasne zycie i zycie mojej rodziny - uczucia jakie nas lacza, moja wiedza, doswiadzenie. Tego nie stracilismy.

To byl jeden z nabardziej inspirujacych momentow jakie widzialam ostatnio -- szkoda, ze telewizja nie wyszukuje takich ludzi czesciej (a jest nas sporo ;-)

wtorek, sierpnia 23, 2005

Badz tutaj teraz

Pisze czesto planowaniu przyszlosci. Musimy jednak takze pamietac o tym, zeby zyc dniem dzisiejszym. Bo tak naprawde przyszlosc nie jest przeciez nikomu zagwarantowana. Ani ty ani ja nie wiemy czy bedziemy zyc chocby o jeden dzien dluzej. Nasza nieskonczonosc to wlasnie dzisiejszy dzien. Planuj wiec przyszlosc, bo jest ogromnie prawdopodobne, ze sie ta przyszlosc przydarzy, ale nie zapominaj o dniu dzisiejszym. Badz w pelni tutaj teraz!

poniedziałek, sierpnia 22, 2005

Motywujace Audio?

Jeden z czytelnikow nadeslal ostatnio takie zapytanie:
Czy jest jakis dostep w Polsce do takich niezaleznych motywujacych kaset, o ktorych pani wspomina w radiu, bardzo taki dostepo chcialbym miec, jak dotad korzystalem z kaset udostepnionych przez Network 21 choc dzialam w innym biznesie. Bardzo bylbym wdzieczny za udostepnienie infomacji gdzie w Polsce moge nabyc takie kasety.
Niestety, nie mam pojecia czy i gdzie sa w Polsce do nabycia motywujace materialy w wersji audio. Sama oferuje Sekrety Powodzenia na plycie CD, ale to kropla w morzu potrzeb. Jesli ktos z was, drodzy czytelnicy, wie wiecej na ten temat, prosze skomentujcie!

niedziela, sierpnia 21, 2005

Tak jak ja, ta osoba...

Czesto spotykamy na swojej drodze ludzi, ktorzy tak sie roznia od nas, ze nie tylko trudno ich zrozumiec - nawet nie chcemy ich rozumiec. Drazni nas ich zachowanie, czasem nawet ich sama obecnosc. Latwo zapomniec o tym, ze kazdy czlowiek jest tylko czlowiekiem i chocby nie wiem jak sie przedstawial na zewnatrz, wewnatrz jest tylko zwyklym czlowiekiem z krwi i kosci, ogromnie podobnym do nas. Bo wszyscy ludzie maja podobne pragnienia, podobne dazenia i podobne, czesto o wiele wieksze od naszych, problemy.

Steven Covey w swojej ksiazce 7 Nawyk Skutecznego Dzialania opisuje zdarzenie w pociagu. W przedziale znajduje sie ojciec z trojka dzieci, ktore sie okropnie glosno i niegrzecznie zachowuja, a on zupelnie nie zwraca na to uwagi. Jeden z pasazerow wreszcie mowi :
- Panie, niech pan cos zrobi z tymi dziecmi, nie da sie tego wytrzymac.
Ojciec tych dzieci na to odpowiada:
- Tak, ma pan racje. Okropnie sie zachowuja. Wiem, ze musze cos zrobic. Ale wie pan, nie mam pojecia co mam zrobic. Wlasnie wracam ze szpitala, gdzie umarla moja zona i ich matka. Jestem kompletnie zduzgotany ii nawet nie wiem jak mam dzieciom o tym powiedziec...

Jestem pewna, ze taka odpowiedz zmienilaby calkowicie twoje podejscie do tych rozrabiajacych dzieci, prawda?

Oczywiscie nie zawsze dramaty sa tak wielkie, niemniej jednak tak naprawde nie wiemy co sie dzieje w zyciu drugiego czlowieka. Ogromnie wazne, zeby starac sie wczuc w sytuacje innych, zamiast ich surowo osadzac kierujac sie pozorami.

Ostatnio zetknelam sie z cwiczeniem, ktore pozwala wytrenowac w sobie zdolnosc wczuwania sie w sytuacje innych i co za tym idzie te ogromnie pozadana umiejetnosc glebokiego zrozumienia dla kazdego. Ta umiejetnosc wczuwania sie w sytuacje innych jest ogromnie pomocna w zyciu.
Zrob to cwiczenie w jakims miejscu gdzie jest duzo ludzi - np. w parku, w restauracji, na dworcu itp. Badz dyskretny. Zadaniem jest obserwowanie kogos, zrob to jednak tak, zeby osoba ktora obserwujesz nie zdawala sobie z tego sprawy.

1. Skoncentruj swoja uwage na jednej osobie wybranej z otoczenia. Obserwujac ja powtorz w myslach Tak jak ja, ta osoba chce byc szczesliwa w zyciu.

2. W dalszym ciagu koncentrujac sie na tej osobie powtorz Tak jak ja, ta osoba probuje uniknac bolu i cierpienia.>

3. Kontynuuj... Tak jak ja, ta osoba przezyla w zyciu momenty smutku, samotnosci i rozpaczy.

4. ... Tak jak ja, ta osoba chcialaby zaspokoic swoje potrzeby.

5. ... Tak jak ja, ta osoba wciaz sie uczy jak zyc...

Gwarantuje, ze nagle zdasz sobie sprawe z tego, ze odczuwasz ogromne zrozumienie, nawet rodzaj tkliwosci, wobec tej osoby, ktora jest ci przeciez kompletnie nieznajoma.
Zrob teraz to samo cwiczenie w odniesieniu do kogos z bliskiego otoczenia, np. trudnego we wspolzyciu czlonka rodziny albo wspolprcownika ktory jest dosc trudny do zniesienia...

W ten sposob mozna zrozumiec nawet starych wrogow, ktorzy czesto wciaz jeszcze zyja w naszych wspomnieniach powodujac nawet rozdzieranie starych ran. To cwiczenie pomoze ci w tym by ich zrozumiec, przebaczyc im raz na zawsze i pozbyc sie tych negatywnych wspomnien..

czwartek, sierpnia 18, 2005

Chodzi o to by byc soba

Kiedy mowie o osiaganiu celow, czesto podkreslam ze wazne jest by znac swoje ograniczenia i wyznaczac cele, ktora sa realistczne. Czesto otrzymuje w odpowiedzi listy od osob, ktore sie dziwia, wrecz gorsza tym, ze wspominam o ograniczeniach. Bo przeciez jesli sama mowie, ze wszystko jest mozliwe to jak moge jednoczesnie dowodzic ze cos jest nierealistyczne.

A jednak jest wlasnie i tak i tak - z jednej strony nie ma ograniczen, z drugiej jednak sa. Chodzi o to, zeby zdac sobie sprawe z tego, co sie da zmienic, a czego sie nie da.

Wyobraz sobie malutka sarenke, ktora wlasnie sie urodzila w jednym z tych pieknych polskich lasow. Sliczne wielkie ciemne oczy z tymi dlugimi rzesami patrza z ufnoscia na swiat. Mama sarna niezwykle dumna ze swojego potomstwa mowi do sarenki:

- Sarenko moja mila, kocham cie nad zycie i chce ci przekazac swoja madrasc zyciowa nabyta podczas wielu seminariow motywujacych, w ktorych wzielam udzial. Pamietaj, ze jesli tylko bedziesz wierzyc w w siebie i w swoje wlasne sily, nie bedziesz miec w zyciu absolutnie zadnych ograniczen. Jak wyrosniesz bedziesz pieknym jeleniem z duzymi rogami i inne zwwierzeta beda sie do ciebie odnosic z wielkim szacunkiem. A jesli sie bedziesz starac to nawet zostac lwem.

Oczywiscie wiemy, ze chocby nie wiem jak sie sarenka starala, to lwem sie nie stanie. Choc oczywiscie moze zostac naprawde wspanialym jeleniem.

Podobnie jest z nami. Z jednej strony stac na na wiele wiecej niz nam sie na ogol wydaje. Z drugiej strony mamy takze ograniczenia. Sa takie ograniczenia, ktore mozna bedzie pokonac - w miare czasu, w miare podazania za wlasnymi celami, wlasnie z tego sobie trzeba zdawac sprawe planujac. Najpierw musimy sie nauczyc raczkowac, pozniej chodzic, dopiero potem biegac... Trzeba jednak takze pamietac, ze sa takie ograniczenia, ktorych nam sie nie uda pokonac. I nie warto o to zabiegac. Bo zamiast sie koncentrowac na tym by zostac kims kim nie jestesmy i nie mozemy byc, lepiej sie starac o to, by wydobyc z siebie to co w nas najlepsze.

poniedziałek, sierpnia 15, 2005

Cokolwiek jest twoim TYM

Mam kolezanke, ma na imie Siena (wym. Sjena), ktora jest pisarzem - czlonkiem naszego zrzeszenia pisarzy na Florydzie. Jej marzeniem jest opublikowanie wlasnej powiesci. Pisze wiec te swoja powiesc, a w miedzyczasie publikuje opowiadania, artykuly i w ogole co sie da w przeroznych publikacjach. Jest bardzo plodna i ogromnie konsekwentna w swoim dzialaniu. Nie mam watpliwosci, ze skonczy te powiesc i znajdzie wydawca, co tutaj zdarza sie tylko nielicznym z ogromnej rzeszy probujacych.

Idzie jej to wszystko calkiem dobrze, szczegolnie biorac pod uwage jak niewiele ma czasu na pisanie. Naprawde niewiele czasu. Jest samotna matka, i pracuje prawie 60 godzin tygodniowo w telemarketingu. Po powrocie z pracy do domu zajmuje sie swoimi nastolatkami - wszystko na jej glowie, wiec mozna sobie to latwo wyobrazic. Raczej nie ma mowy o pisaniu przez caly wieczor, dopiero kiedy dzieci pojda spac, Siena ma chwile dla siebie, ale wtedy jest juz zbyt wyczerpana, zeby pisac.

Wiekszosc ludzi na jej miejscu daloby sobie spokoj z marzeniem o pisaniu, tlumaczac sie brakiem czasu -- przynajmniej "na razie" (co na ogol prowadzi do kompletnego zaniechania swoich planow).

Sieni jednak tak bardzo zalezy na tym, zeby byc pisarka, ze znalazla sposob na ten chroniczny brak czasu -- pisze w pracy, robiac od czasu do czasu dwuminutowe przerwy miedzy telefonami. Tak, to sa nie wiecej niz dwie minuty na raz. Ale w ciagu dwoch minut mozna sporo napisac jesli sie naprawde chce. Siena wytrenowala swoja umiejetnosc koncentrowania sie i umiejetnosc szybkiego notowania mysli, ktore przychodza jej do glowy kiedy nie moze sobie pozwolic nawet na te dwie minuty. Na ogol jest w stanie zrobic sobie przynajmniej 10-15 takich przerw, co pozwala jej stworzyc codziennie kilka stron pisanego recznie tekstu. Przepisuje to i redaguje w czasie weekendow - do redagowania nie jest jej potrzebne takie skupienie jak przy samej pracy tworczej. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, ze Siena bedac pozbawiona warunkow do pisania jest jednak o wiele plodniejsza pisarka niz wiekszosc tych, ktorzy moga sobie na pisanie w kazdej chwili pozwolic (w tym nizej podpisana!)

Siena jest jednym z moich moje zrodel inspiracji. Prawdziwy dowod na to, ze jak sie chce to wszystko da sie zrobic. Cokolwiek jest twoim TYM - nie poddawaj sie trudnosciom. Jesli tylko naprawde chcesz, naprawde da sie to zrobic.

Sposob na negatywnych ludzi

Tyle listow dostaje na temat negatywnych ludzi i jak sobie z nimi radzic (ponizej zacytowalam jeden z nich). Tymczasem sposob na negatywnych ludzi jest naprawde bardzo prosty. Oto fragment z listu of Zofii Z.
Wszyscy potrzebujemy motywacji i akceptacji dla tego co robimy lub chcemy zrobic. Niestety, wokol mnie sa osoby, ktorym sie nic nie chce, wola biadolic i narzekac, że jest zle, sa niezdolne do dzialania, boja sie ryzyka, odpowiedzialnosci. Swoja postawa zniechecaja do dzialania. Niedawno postanowilam bardzo ograniczyc kontakty z takimi wlasnie osobami i czuje jak wraca we mnie wiara. Moge zaczac coś nowego.
Nic dodac - nic ujac. Podkreslcie wezykiem. I nasladujcie!

wtorek, sierpnia 09, 2005

Idealistyczne rady

Pani rady sa bardzo cenne i z prawdziwa przyjemnoscia je czytam. Niestety troche idealistyczne. Zapomina Pani, ze na swej drodze realizujac cele możemy spotkac nie tylko ludzi zyczliwych, ale i takich ktorzy beda nas niszczyc (im wiecej osiagniemy, tym bedziemy mieli wiecej wrogow). Jak z nimi sobie radzic?Najcześciej z tych wrogów, przyjaciol zrobiz sie nie da (chyba, ze falszywych, a to jeszcze gorsze).

Ogromnie sie ciesze, ze ci sie moje rady podobaja. Czy sa one jednak idealistyczne? Moze i sa. W tym sensie, ze ich celem jest stworzenie sobie jak najbardziej idealnego zycia (choc nigdy nigdzie tak nie napisalam, chyba warto to dodac :-).

Zareczam cie, ze idylla w zyciu jest calkiem mozliwa. Sama prowadze wlasnie takie idealne zycie i do tej pory sie czasem szczypie w posladki bo wierzyc mi sie nie chce, ze zycie moze byc tak piekne. Sama jedna wielka radosc. I ty tez mozesz sobie stworzyc takie zycie. Ale mozesz sobie takze zagwarantowac, ze tobie sie taka idylla nie zdarzy -- jesli nie bedziesz wierzyc, ze mozna ja miec, i nie bedziesz do niej uparcie dazyc odrzucajac rady podobne do moich jako zbyt idealistyczne. Bo w zyciu tak naprawde to dostajemy wlasnie to czego najbardziej chcemy - a to za czym nie dazymy, stale nas omija.

Zapewniam cie, ze nie zapominam, ze mozemy spotkac na swojej drodze ludzi, ktorzy nas zechca zniszczyc - musialabym zyc chyba na wyspie bezludnej, zeby sobie z tego nie zdawac sprawy. Bardzo duzo jest zla i przemocy dookola. Nikt z nas nie ma gwarancji, ze sie nam nie wydarzy jakas wielka tragedia spowodowana przez ludzi, ktorzy sie kieruja checia niszczenia.

Jednak to my sami tworzymy sobie wlasne otoczenie i wlasna rzeczywistosc. Mozemy je sobie dobierac w taki sposob, zeby nie bylo w nim zlych ludzi. Uciekaj od nich - ostatni raz kiedy sprawdzalam, Polska wciaz jeszcze byla wolnym krajem, wiec to sie da zrobic. Oczywiscie nie wszystko mozna od razu, czasami sie pracuje w towarzystwie ludzi niezyczliwych, czasami takich ludzi sie ma nawet w rodzinie! Ale trzba sobie postawic jako cel, zeby sie wyrwac spod ich wplywowo. A w miedzyczasie tuataj mozesz poczytac jak sobie radzic z otaczajaca nas negatywnoscia.

Pozwol jeszcze, ze sprostuje ten mit - ze "im wiecej osiagniemy, tym bedziemy mieli wiecej wrogow." Zareczam cie, ze nie jest tak zle! Moze wraz z sukcesem i wrogow ci przybedzie, ale zgina oni w tlumie pozytywnych ludzi, ktorymi sie mozesz otoczyc ze swojego wlasnego wyboru. Szukaj wlasnie tych pozytywnych ludzi, a znajdziesz! Takie pozytywne srodowisko stanowi wspaniala bariere, przez ktora niewielu wrogow sie do ciebie przedostanie.

Tak naprawde twoim najwiekszym wrogiem jest... ty. Ty jestes swoim wrogiem. Nie czuj sie zreszta zbyt samotba, bo ja sama tez jestem swoim najwiekszym wrogiem - i niemal kazdy kto to czyta. To my sami siebie powstrzymujemy od osiagania wiecej w zyciu, nie inni. Kiedy duzo od siebie wymagamy, kiedy potrafimy podejmowac w pelni odpoqiedzialnosc za wlasne zycie, nagle sie okazuje, ze wrogowie z zewnatrz nie maja wiekszego wplywu na nasze zycie. Nasze zycie zalezy naprawde tylko od nas.

niedziela, sierpnia 07, 2005

Dzieki komu?

W bardzo milym emailu od Krystyny przeczytalam miedzy innymi:
Czytanie Twoich blogow weszlo mi juz w nawyk. Tak lubie czytac twoje trafne opinie wszelkiego tematu, gdyby wszystkie twe cenne artykuly zebrane byly w ksiazke.... Ja jestem bardzo trudnym przypadkiem, ale jesli cos w zyciu jeszcze osiagne ponad przecietnosc to tylko dzieki tobie..

Krystyno, dziekuje ci za mile slowa, ksiazke zamierzam wydac. Bardzo mi pochlebia, ze masz tyle zaufania do tego co pisze. Zapewniam cie jednak ze po pierwsze juz cos osiagnelas ponad przecietnosc - to ogromnie wazne, zebys potrafila to dojrzec. I po drugie, najwazniejsze - cokolwiek osiagnelas i osiagniesz, osiagasz to przede wszystkim dzieki sobie. Inni ludzie moga cie zainspirowac, moga ci nawet cos dac, ale ostatecznie to ty jestes osoba, ktora OSIAGA i placi cene za sukces. To ogromnie wazne. Wszystko zalezy od ciebie. Nigdy nie miej co do tego watpliwosci. Kluczem do powodzenia jest wlasnie ta swiadomosc swojej wlasnej mocy.

sobota, sierpnia 06, 2005

Cena za sukces

To zadziwiajace jak wiele sie w moim zyciu zmienilo, kiedy podjelam niepodwazalna, ostateczna decyzje prowadzenia zdrowego trybu zycia i kiedy postanowilam, ze zrobie wszystko co w mojej mocy, zeby obnizyc nadcisnienie. Okazalo sie, ze wcale nie jest to trudne. Szczegolnie kiedy porownac prowadzenie aktywnego, zdrowego stylu zycia do czegos takiego jak np. rekonwalescencja po wylewie krwi, albo po operacji serca.

Strach okazal sie dla mnie swietnym motywatorem. W ciagu miesiaca cisnienie spadlo mi o polowe i schudlam 14 funtow, prawie siedem kilogramow.

Ktos madry kiedys powiedzial, ze zawsze placimy cene za sukces. Albo placimy cene za osiagniecie sukcesu albo za brak sukcesu. Za osiagniecie sukcesu placimy zawczasu - swoim wysilkiem, praca, zdyscyplinowaniem i poswieceniem. Zadziwiajace, ze za brak sukcesu placimy tez wysilkiem, praca, zdyscyplinowaniem i poswieceniem - tyle, ze pozniej, kiedy juz nie mamy innego wyboru.

O wiele lepiej zaplacic cene zawczasu i miec frajde zamiast sie meczyc pozniej. Bo przeciez tak czy siak musimy pozniej zaplacic, czesto nawet wiecej...

piątek, sierpnia 05, 2005

Co bylo naprawde CUDEM?

Wczorajszy wypadek samolotu Air France, w ktorym wszyscy, bez wyjatku ludzie na pokladzie, lacznie z zaloga, uszli z zyciem - zostal okrzykniety przez wszystkie media w USA i w Kanadzie, a co za tym idzie takze media w Polsce cudem.

To cud, ze wszyscy sie uratowali! - hucza media...

Nie dajmy sie zwariowac. Czy aby naprawde cud? Wedlug slownika polskiego (i w jezyku angielskim zreszta podobnie) cud to "zjawisko, które wedlug wierzen religijnych nie wynika z praw przyrody, lecz daje sie wytlumaczyc tylko interwencja Boga".

Jesli cos bylo cudem w tym wypadku, to moim zdaniem tylko ten priorun ktory nagle, przy ladowaniu walnal w samolot - choc chyba jeszcze nie wiadomo co naprawde bylo przyczyna wypadku.

A to, ze wszyscy ludzie wyszli z zyciem to nie cud, tylko po prostu swiadectwo doskonalego przygotowania zalogi samolotu! Ci ludzie spedzili przeciez ogromna ilosc czasu i bardzo wiele wysilku, zeby sie przygotowac do sprawnej ewakuacji pasazerow w trakcie takiego wypadku. Osiagneli cel w czasie tej ewakuacji. Byli trenowani w tym by oproznic samolot w ciagu dwoch minut - i byli wlasnie tak dobrze przygotowani, ze im sie to udalo. Dobre przygotowanie - a nie boska interwencja!

Zreszta wypadki przy startowaniu i ladowaniu samolotu nie sa az tak smiertelne jak sie to moze wydawac - to nie sa wypadku typu wybuch bomby w czasie lotu. To sa wlasnie wypadki, z ktorych ujscie z zyciem to raczej nowmalna rzecz, choc oczywiscie nie wzystkim sie to udaje. Ale nie wszystkim sie udaje bezpiecznie przejazd samochodem z Krakowa do Gdanska... nawet przejscie przez jezdnie.

Tego rodzaju interpretacja, ze to niby cud, to duzy blad. Moim zdaniem zamiast zachlystywania sie tym "cudem" lepiej wziac czapki z glow i podziekowac stewardom i stewardessom za to, ze wykonali znakomicie swoja prace. Bo w koncu to byl prawdziwy sprawdzian ich umiejetnosci - na pewno bardziej to niz podawanie napojow podczas lotu. I dowod na to, ze ludzie potrafi byc swietnie zorganizowani i w obliczu nieszczescia zrobic sprawnie i szybko to co ich nauczono robic.

Oczywiscie cuda sie takze zdarzaja, jest wiele rzeczy tak niezwyklych, ze mozna je wytlumaczyc jedynie interwencja Boga. Jednak wierz mi, w twoim zyciu takze, jesli ci sie uda osiagnac wyznaczony cel, to bardziej dlatego ze bedziesz do tego swietnie przygotowany - nie dlatego, ze to bedzie cud.

środa, sierpnia 03, 2005

Udogodnienia

Pamietam z dziecinstwa, kiedy malo kto mial w domu telefon, szczegolnie we Wroclawiu, bo Ziemie Odzyskane byly ogromnie spustoszone po wojnie i zajelo tam duzo czasu zanim wsyztsko odbudowano (kuchnia, jak to dawno bylo:-). No, w kazdym razie pamietam doskonale ile to zachodu bylo, zeby zadzwonic do kogos -- zwykle budki telefoniczne obslugiwaly tylko rozmowy miejscowe, z miedzymiastowymi i miedzynarodowymi trzeba bylo isc na poczte. Nasz babcia mieszkala we Lwowie i mama od czasu do czasu do niej dzwonila, wiec mielismy sporo tych wypraw na poczte. Trzeba bylo czekac tam w dlugiej kolejce na polaczenie, nie zawsze na siedzaco, i w miedzyczasie sluchalo sie strzepow rozmow z dwoch budek telefonicznych w ktorych ludzie starali sie pokonac kiepskie polaczenie. Do dzis pamietam te glosy: "Tato, przyjezdzamy w ta niedziele!!!! Slyszy tata???!!!!! Nie, nie jutro - w niedziele!!!!" itp...

Ach jak nam teraz dobrze. Dodzwonic sie mozna szybko i niedrogo, nawet jesli chcesz zadzwonic na koniec swiata zwykla taryfa, toz to przeciez taniocha w porownaniu z tym ile kiedys trzeba bylo zaplacic za podobna miedzynarodowa rozmowe telefoniczne.

No i mamy teraz e-maile. Kazdy sie zgadza ze to ogromne udogodnienie pozwalajace nam oszczedzic mase czasu. Czy jednak nie probujemy zaoszczedzic ZBYT wiele czasu?

Dostaje mase emaili i niepokoi mnie, ze tak wiele z nich jest pisanych samymi malymi literami. Czyzby piszacy nie mial sily, wystarczajacej dla uniesienia drugiej reki? Korona mu moglaby spasc z glowy, gdyby uzyl poprawnej interpunkcji i zaczal nowe zdanie od duzej litery, nie mowiac juz o powitaniu. Nie lubie kiedy sie pisze moje imie z malej litery. Kiedy dostaje taki e-maile, to widze jasno, czarne na bialym, ze w oczach piszacego nie zasluzylam na ten maly dodatkowy wysilek zeby uruchomic druga reke.

Czy ta osoba zasluguje na moj wysilek, zeby to czytac i odpisac?
Absolutnie, pozytywnie NIE. - Takie emaile wedruja u mnie prosto do kosza...

poniedziałek, sierpnia 01, 2005

Problem z odmawianiem

Czesto dostaje listy od czytelnikow, ktorzy maja problemy z odmawianiem. Zreszta ten temat sie przewija czesto w czasie moich warsztatow i w rozmowach sam na sam z klientami. Wiekszosc ludzi nie lubi odmawiac - ja tez. Przede wszystkim dlatego, ze nie lubimy kiedy nam sie czegos odmawia, znamy to uczucie i wolimy zaoszczedzic tego osobie ktora nas o cos prosi.

Warto zdac sobie jednak spraw z tego, ze za kazdym raem kiedy sie na cos godzimy, automatycznie skreslamy z naszej listy cos innego. Za kazdym razem kiedy mowimy "tak", mowimy "nie" - choc czesto jest to nieslyszalne, nawet calkiem podswiadome, bo nikt z nas nie ma nieograniczonych zasobow.

Skoro juz wiesz, ze tak czy siak dokonujesz wyboru - zawsze sie zastanow zanim powiesz tak, zebys nie odmawial nigdy swoim najwazniejszym sprawom.

W zdrowym ciele zdrowy duch

Odkad walcze z nadcisnieniem, troska o wlasne zdrowie stala sie glownym motorem mojego dzialania. Jakie to glupie, ze dopiero w obliczu niebezpieczenstwa wielu z nas sie jest w stanie zmobilizowac i robic co nalezy, zamiast sie usprawiedliwiac brakiem czasu. Albo tym, ze nie chcemy byc podejrzani o samolubstwo i dlatego nie koncentrujemy sie przede wszystkim na wlasnych potrzebach...

No, ale lepiej pozno, niz w ogole. Jeden z moich przyjaciol Joe zostal ostrzezony przez lekarza, ze jesli sie nie pozbiera i nie zacznie prowadzic bardziej aktywnego stylu zycia, grozi mu zawal serca. Joe nie wzial tego zbytnio pod uwage i dalej pracowal 12-14 godzin na dobe, jadl tez jak do tej co mu pod reke popadlo - a byly to na ogol ciezkostrawne tluste rzeczy pozbawione wiekszych wartosci. Po kilku miesiacach dostal list od lekarza - lekarz go powiadomil, ze skresla go z listy swoich pacjentow bo nie jest w stanie mu pomoc. Nawet to nie zmobilizowalo Joe do zmiany nastawienia, dalej robil swoje...

W pol roku pozniej mial wylew krwi do mozgu. Mial szczescie, bo przezyl, ale jego lewa czesc ciala byla sparalizowana i musial przejsc przez zmudna i bolesna rehabilitacje. Teraz moze chodzic, ale o lasce. I nie odzyskal jeszcze w pelni wladania lewa reka - we wszystkim musi mu pomagac asystentka, nawet w pisaniu emaili. A Joe jest mowca i pisarzem, i kocha internet, wiec to dla niego spore utrudnienie...

Teraz Joe robi wszystko co moze, zeby z jego nauczki skorzystalo jak najwiecej osob. Stal sie entuzjastycznym zwolennikiem zdrowego stylu zycia. Mowi i pisze na ten temat, no i oczywiscie teraz on sam takze znajduje bez wiekszego wysilku czas na cwiczenia fizyczne i przestal jesc "junk food".

Ze mna nie bylo az tak zle, lekarz nie musial mi przysylac listu - ale tez lekcewazylam pierwsze objawy podwyzszonego cisnienia. Dopiero kiedy przepisano mi tabletki, dopiero kiedy wyliczylam, ze samo podwyzszone cisnienie sprawia, ze mam 10-krotnie wieksze prawdopodobienstwo na zawal albo wylew, i to w dodatku do juz zwiekszonego prawdopodobienstwa z powodu historii rodzinnej, dopiero to sprawilo, ze sie zaczelam naprawde powaznie traktowac swoje zdrowie (a nie tylko mowic o tym, co przyznaje z reka na sercu zdarzalo mi sie czesto).

Pisze wiec teraz mniej, bo spedzam wiecej czasu z dala od komputera, nawet z dala od domu - na basenie, w galeriach, w teatrze, nawet w kinie, no i przede wszystkim na wodzie. Cokolwiek jest twoim celem, nie zapominaj o tym, ze glownym pojazdem ktory cie do tego celu doprowadzi jestes TY - a wiec dbaj o ten swoj pojazd tak jak bys dbal o jakis fantastyczny delikatny instrument. Kiedy tak sie blizej przyjrzec, to wiekszosc z nas dba bardziej o swoje samochody niz o wlasne cialo!

Czesto pisalam o tym, jak wazne jest, zeby dbac o nasze wnetrze: karmic sie na codzien pozytywna strawa, unikac negatywnych wplywow, koncentrowac na celach... Ale jakos calkowicie nie pisalam na temat troski o nasze cialo, a przeciez bez sprawnego ciala wszystko co budujemy to jak domek z kart - w kazdej chwili sie to moze rozsypac. Jest bardzo wiele madrosci w powiedzeniu w zdrowym ciele zdrowy duch.